Jestem wolna... i szczęśliwa

października 21, 2021

Od pewnego czasu obserwuję profil Urzekającej a tam dziś było pytanie: 

ZA CO JESTEŚ WDZIĘCZNA?

Mogłabym ponarzekać np. na obronę którą mam 30.10., która mnie trochę stresuje, bo mój promotor robił mi ciągle pod górkę i zastanawiam się co jeszcze wymyśli na obronie, ale uświadomiłam sobie, że nie wszystko jest zależne ode mnie, a poza tym są ważniejsze sprawy niż jakaś obrona i bez względu jak się zakończy to jej 20 minut nie będzie świadczyć o wartości mojej osoby.

Co do pytania, no właśnie, już odpowiadam. I będzie to odpowiedź z cyklu nocnego tasiemca "i znowu mnie naszło".


Jestem szczęśliwa, bo czuję się WOLNA.


Jestem wdzięczna za to, że jestem sama (nie mylić z samotną) i za czas panieństwa który mogę tak pięknie spożytkować. Kiedy patrzę jak dziewczyny wokół mnie mają ciśnienie na to by znaleźć męża, rozpaczają itd., a jednocześnie zauważam w pobliżu te małżeństwa które znam, mające kryzysy do tego stopnia, że któraś ze stron chce się rozwieść. Widzę mega brak komunikacji między nimi i duży egoizm. Brakuje im jakiejkolwiek chęci by zawalczyć o małżeństwo, tak naprawdę zaniedbali wiele spraw jeszcze przed ślubem przyzwalając sobie na to. Wesele się skończyło, szampan (oby tylko!) też i przyszła szara codzienność. Mam wiele przemyśleń i wniosków na ten temat, ale o tym może innym razem. Ze współczuciem spoglądam (nawet na te starsze wiekiem) znajome, które są więźniami swoich pragnień i martwi mnie to szczerze, bo może się to przyczynić, że z tego powodu zgorzknieją i "zabiją" swoim myśleniem w sobie to co najpiękniejsze. Ich siły życiowe skupiły się na jedynym zadaniu=celu "znaleźć męża", ale niestety po drodze gdzieś zgubiły Pana Boga i dlatego są nieszczęśliwe same z sobą. Ks. Chmielewski często powtarza żeby zająć się Bogiem, a On zajmie się naszymi problemami.


Życie to ciągłe WYBORY, DECYZJE...ale też REZYGNACJA z czegoś 

(np. na rzecz większej wartości).


Nie da się mieć i zrobić jednocześnie w życiu wszystkiego. Nie przeczytam wszystkich książek, nie zjem wszystkich ciast, nie zwiedzę wszystkich miejsc świata, bo mój czas na ziemi jest ograniczony. O tym też dużo mówił ks. Grzywocz. Tak naprawdę skupianie się na wielu rzeczach, na wielu doznaniach może przyczynić się do chronicznego niespełnienia i niezadowolenia, a w ostateczności do życiowego wypalenia i depresji. To tak jak uzależniony człowiek, który nie może przestać... i jest w tym tak naprawdę bardzo nieszczęśliwy. Kiedy patrzę na siostry ze swojej wspólnoty to widzę, że one też coś wybrały. I choć to rezygnacja z przyjemności pt. współżycie małżeńskie, możliwości przytulenia się i zaśnięcia u boku ukochanego człowieka, brak biologicznych dzieci (duchowych jest o wiele więcej!) czy swoich własnych pieniędzy, to tak naprawdę wybrały większą wartość która jest ponad tym co ludzkie, jednocześnie unikając tych problemów o których pisze poniżej św. Paweł. Mimo wszystko widzę, że ich życie jest piękne, Pan Bóg błogosławi i troszczy się także o ich materialne sprawy. 

Człowiek mimo swojej grzeszności i upadków powinien umieć panować nad popędami (nawet w małżeństwie!), ponieważ nie jest zwierzęciem i ma rozum. Nauka panowania nad swoim egoizmem jest drogą, procesem prowadzącym do świętości. W tym mają nam pomóc przede wszystkim sakramenty!

Pewien wierzący, 90-letni Szwajcar, bardzo radosny mimo raka poproszony o "receptę" na szczęśliwe małżeństwo powiedział, że każdego dnia przypominają sobie z żoną ich przysięgę małżeńską i ślubuje jej na nowo to samo co w ich pierwszym dniu sakramentalnego życia. 


Każdy nowy dzień powinien być ponownym pytaniem siebie stosownie do powołania: 

CO JA DZIŚ WYBIERAM? 

Staram się na nowo wstać, czy wracam ciągle do przeszłości popełnionego grzechu mimo, że Bóg w spowiedzi dawno mi go przebaczył? Bóg wybacza i zapomina, a Ty... czy ciągle wątpisz w Jego miłosierdzie?



i zdaję sobie, że dla kogoś może to być wyższy heroizm, dlatego:



Ten fragment doskonale obrazuje to o co mi chodzi:


Polecam jeszcze przeczytać tę wersję przekładu powyższego fragmentu Listu do Koryntian.


Owszem chciałabym założyć rodzinę, ale nie za wszelką cenę, gdyż nie traktuje tego jak celu swojego życia czy sensu własnego istnienia. Nie mam też gwarancji, że znajdę mężczyznę o podobnych wartościach. Nie, nie mam wygórowanych oczekiwań. Jestem kobietą, znam swoją wartość, jednak też zdaję sobie sprawę jaka odpowiedzialność spoczywa na kobiecie wybierającej sobie mężczyznę na męża i ojca przyszłych dzieci. Jeszcze bardziej uświadomiłam sobie w tym roku na studium rodziny jaka to odpowiedzialność założyć rodzinę (!) a co dopiero znaleźć mężczyznę podobnie myślącego. Szkoda, że niewielu z nas tak podchodzi do małżeństwa, jako faktycznie do zadania i obopólnego wysiłku i tak samo do wychowania dzieci oraz roli współpracy w tym temacie między małżonkami=rodzicami.

Jestem zdania, że jeśli będę miała kogoś poznać z kim założę rodzinę to poznam w swoim czasie, a jeśli nie to i tak idę już pewną drogą z Panem Bogiem będąc we wspólnocie i służąc innym. I nie chodzi mi tu o czekanie na księcia z bajki nie robiąc nic ze swojej strony, bo naprawdę bywam w przeróżnych miejscach, ale to "bywanie" nie jest celem zalezienia kogoś. 


Chodzi mi o to, że musiało minąć 28 lat bym coś zrozumiała... 


Czuję się teraz naprawdę wolna i szczęśliwa bo chyba teraz tak naprawdę oddałam swoje pragnienie Panu Bogu (po pierwsze zaufałam, a po drugie zostawiłam/odpuściłam tą kwestię tak jakbym o niej zapomniała żeby jej nie "adorować") a nie jak wcześniej kiedy próbowałam swoich sił na portalach randkowych, spotkaniach dla singli, angażując się w znajomości (z intencją by dać szansę) choć nie byłam od początku do nich przekonana itp. co było bardzo frustrujące, że stale coś nie wychodzi. To miało się wydarzyć by mnie i tamte osoby czegoś nauczyło. Teraz zaangażowałam się bardziej w życie wspólnotowe i przestałam skupiać na tym że do tej pory ciągle coś zawodziło. Moje życie pomimo problemów codzienności nabrało większych barw. Ojciec Pelanowski w konferencji o depresji i powołaniu wspominał o Viktorze Franklu i jego książce w poszukiwaniu sensu. Właśnie najgorzej jest kiedy ktoś nie ma tego celu w życiu, poczucia sensu w tym co robi, a jeśli on jest to nawet przykładowo będąc sprzedawcą w osiedlowym sklepiku człowiek będzie szczęśliwy jeśli znajdzie w tym swoją misję... nawet pomimo życiowych trudności. 

Życzę każdemu takiej wolności i zostawiam Was z tym fragmentem: 




rekolekcje

Propozycja rekolekcji w... Szwajcarii!

lipca 14, 2021

Hej Kochani!

Wiem, dawno mnie tu nie było. Niedługo mam zamiar reaktywować tego bloga. U mnie się dużo dzieje, ale ja nie o tym. Wychodzę do Was z pewną propozycją, głównie do panów, bo dla pań niestety nie ma już miejsc :(

28 sierpnia - 5 września siostry ze Wspólnoty Błogosławieństw organizują rekolekcje w duchu ks. Grzywocza do Szwajcarii (Venthone, kanton Wallis).

Wyjazd jest ze Strzelec Opolskich (woj. opolskie) autokarem ok. godz. 19:00. Istnieje możliwość własnego dojazdu do miejsca docelowego. Jeśli ktoś nie chce przyjechać pociągiem do Strzelec, można swoim samochodem i potem go zostawić u sióstr w Strzelcach na ich parkingu koło domu wspólnotowego (brama jest zamykana na noc). Powrót 5 września, ok. godz. 7:00 rano.

Nocować i żywić będziemy się w domu wspólnotowym w Venthone (jest pod wezwaniem św. Józefa!).

Teraz mini świadectwo...

Nie są to typowe rekolekcje dla singli, ale... mój znajomy dwa lata temu na tych rekolekcjach poznał swoją przyszłą żonę. Zapisał się na te rekolekcje w ostatniej chwili i jechał do Strzelec aż z... Bydgoszczy! Siostry już prawie nie chciały go brać bo ubezpieczenie było wykupione i lista uczestników zamknięta, ale po przemodleniu sprawy rozeznały, że mają go zabrać. Jak widać opłaciło mu się :D

Jedziemy na te rekolekcje przede wszystkim by przeżyć ten czas z Jezusem ale też by tkać więzi, spoTKAĆ się z drugim człowiekiem jak powiedziałby to ks. Grzywocz.

Na czym polegają te rekolekcje zapytacie?

Oczywiście jedzie z nami kapłan z Polski, ks. Łukasz Żaba, który znał osobiście ks. Grzywocza, przyjaźnił się z nim i poszedł w jego ślady. Aktualnie pisze pracę doktorską z duchowości na KULu. Gdyby ktoś nie wiedział, ks. Grzywocz był psychoterapeutą, zajmował się też duchowością i był związany z Opolem. W jego książkach czy konferencjach można znaleźć głębię słowa i dużą wrażliwość. Był też dużym miłośnikiem gór. Na wakacje zawsze jechał do Betten by tam zmienić miejscowego proboszcza na parafii. Do dziś ludzie go tam wspominają, znał każdego z imienia. Interesował się twórczością m.in. Hansa Ursa von Balthasara i Adrienne von Speyr. Więcej o nim można poczytać tu (klik).

Każdego dnia wędrujemy po Alpach, w określonych momentach słuchamy wybranych konferencji ks. Grzywocza po czym potem dzielimy się słowem w grupach. Rano mamy jutrznię, jemy wspólne śniadanie podziwiając piękne Alpy z jadalni. Robimy sobie prowiant na drogę i wyruszamy w drogę. Każdego dnia jest inny odcinek startowy, czasami autokar zawozi nas w konkretne miejsce gdzie zaczynamy trasę. Wieczorem po powrocie mamy Eucharystię, nieszpory i wspólną kolację, a bywa że ks. Łukasz odprawi nam ją w górach na łonie natury. Jeśli wrócimy w miarę wcześniej to mamy też wieczory integracyjne np. tańce izraelskie czy fondue. Siostry prowadzą także modlitwę wstawienniczą (jest poświęcony na to jeden wieczór). W drodze powrotnej do Polski prawdopodobnie zajedziemy jeszcze do Lozanny.

Pokoje są 2 osobowe, osobno panie, osobno panowie. Jedzenie jest pyszne i proste, na śniadaniach nie brakuje serów szwajcarskich (takich w Polsce niestety nie kupicie!)

Byłam na tych rekolekcjach i polecam z całego serca. Siostry i bracia mają koło domu wspólnotowego w Venthone swoją kaplicę św. Józefa (da się wyjść w kapciach oraz piżamie) i można adorować tam Jezusa o dowolnej porze dnia i nocy. 

Obecnie jak wspomniałam już wyżej mamy miejsca wyłącznie dla panów. Dziewczyn już nie zapisujemy bo nie ma po prostu miejsc.

Zgłoszenia i ewentualne pytania kierujcie tu (klik)

Venthone, widok z jadalni

Złote rady:

  • Z racji tego, że Szwajcarzy mają inne gniazdka z wąskim wejściem, polecam Wam zabrać adapter, bo inaczej wtyczek z grubymi bolcami (takie jak w suszarce do włosów czy laptopie) nie podłączycie. 
  • Koniecznie weźcie krem z filtrem i coś na głowę, ja dwa lata temu spaliłam sobie zakola, w tym roku zabieram kapelusz.
  • Weźcie odzież szybkoschnącą, szczególnie podkoszulki i lekki plecak na prowiant i picie. Ja swoją zamawiałam w decathlonie. Ze spodni mogę polecić firmę Simond (produkują odzież wspinaczkową), mam je już chyba 5 lat i nie widać żeby się zniszczyły mimo prania w pralce. To była naprawdę dobra inwestycja. Oczywiście jeśli ktoś nie ma zamiaru potem chodzić po górach to takie wydatki są zbędne.
  • Klapki pod prysznic (łazienki są wspólne), w pokojach są tylko zlewy.
  • Są tam normalne łóżka ale trzeba zabrać śpiwór.
  • Aparat lub telefon z taką funkcją - widoki zapierają dech w piersiach!
  • W Venthone możecie rozmawiać z tamtejszymi braćmi i siostrami po francusku (język wspólnotowy), niemiecku lub angielsku (jest tam środowisko międzynarodowe). Jeśli jednak nie znacie tych języków to nie martwcie się, możemy Wam robić za tłumacza.
  • Zabierzcie ze sobą Franki szwajcarskie (CHF) na własne potrzeby (np. jakieś dodatkowe jedzenie czy słodycze na pamiątkę), a nie Euro, ponieważ i tak wydadzą Wam w sklepach po przewalutowaniu we Frankach. No chyba, że nie planujecie cokolwiek kupować to problem rozwiązany. :)
  • W Venthone mamy zapewnione śniadania i obiadokolacje, ale trzeba sobie zabrać z Polski konserwy czy dżemy na kanapki które będziemy robić by zabrać w góry.
  • Woda w Szwajcarii jest pitna, zalecane jest zabranie 1 litrowej butelki na własne potrzeby.
  • Dobrze jest wziąć kije trekkingowe, najlepiej składane (nie zajmują dużo miejsca), odciążają stawy na długich trasach - przetestowałam w Tatrach. :)
  • Słuchawki do telefonu, by słuchać konferencji, przyda się też powerbank jeśli Twój telefon/smartfon ma słabą baterię.
  • Szwajcaria jak wiecie jest dość droga, m.in. połączenia telefoniczne, dlatego korzystamy z wifi u sióstr. Nie zalecam dzwonić normalnie do Polski, mnie kiedyś 1 min połączenia kosztowała 6zł! Dlatego zalecane jest włączenie trybu samolotowego (za przychodzące wiadomości też się płaci!) dla uniknięcia sporego rachunku tel.
  • Oczywiście będziemy ubezpieczeni na tym wyjeździe, ale dobrze jest też zabrać ze sobą EKUZ (Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego), np. dla osób pracujących, mieszkających w Niemczech będzie to odpowiednio Europäische Krankenversicherungskarte (EHIC). Wniosek można wypełnić i wysłać listownie czy nawet wygodniej, bo elektronicznie (mailem skan/zdjęcie wypełnionego wniosku) do NFZ. Przysyłają ją dość szybko. Jeśli mieszkacie w mieście, to właściwie wydadzą ją Wam od ręki. Jak mieszkałam w Krakowie to wydali mi ją jeszcze tego samego dnia, na zasadzie weszłam i wyszłam, ale dobrze jest już przyjść z wypełnionym wnioskiem (skróci cały proces). Super sprawa, a przyspieszy pomoc medyczną w razie czego, szczególnie od strony biurokracji, w razie wizyty w szpitalu w Szwajcarii nie będziecie musieli nic dopłacać (oczywiście nikomu nie życzę!), bo pod tym względem opiekę medyczną też mają drogą (Szwajcarzy dużo płacą za ubezpieczenie zdrowotne). W zależności jaki jest cel naszej podróży za granicę taki jest wniosek na tą kartę. Mówcie, że chodzi o kartę EKUZ na wyjazd turystyczny, a nie do pracy. 
Alpy Berneńskie

Podsumowując, mamy rok św. Józefa i wszystko może się zdarzyć, 
dlatego zachęcam męskie towarzystwo do zapisów. :)


Zapytałem starszą, szlachetną kobietę: 
„Pani Janino, teraz już u kresu życia, jakie pani ma refleksje? Proszę o jedną myśl podsumowania”. 
Ona bez dłuższego zastanowienia wypowiedziała zdanie, które nieustannie brzmi w moich uszach niczym jakiś psalm: 
„Miałam bardzo piękne życie, wspaniałą rodzinę, dużo dzieci i wnuków. Za to wszystko jestem Bogu niezwykle wdzięczna. Jednego zaś żałuję – że się za bardzo o to wszystko martwiłam (…) Ilu pięknych poranków nie widziałam przez to moje zatroskanie, ile wspaniałych wschodów słońca straciłam, nieustannie myśląc o tym, co zrobię, czym nakarmię, jak sobie poradzę".

ks. Krzysztof Grzywocz

Eucharystia na łonie natury


Dzielenie staje się formą smakowania tego, co dostaję od innych ludzi, i tego, czym sam mogę obdarować. Żeby to, co daję, było rzeczywiście smakowite, nie mogę zaoferować jakiegoś kiepskiego pokarmu. Staram się, żeby to, co produkuję, co mówię ludziom smakowało.

ks. Krzysztof Grzywocz

Krowy alpejskie są o wiele większe niż nasze polskie




wszystkie zamieszczone zdjęcia są mojego autorstwa i nie zezwalam na ich wykorzystywanie bez mojej uprzedniej zgody




Wybór?

października 27, 2020

Dawno tu nie pisałam, ale czuję że muszę się uzewnętrznić...

Niewielu wie, że mam liczne rodzeństwo. Jest nas w sumie 5-cioro. Dwójka z nich żyje, a dwójka nie, ja jestem najstarsza... W nawiązaniu do ostatnich wydarzeń czuję, że muszę i chcę dać świadectwo.

Choroba nie jest problemem. Problemem jest to, że niektórzy nie są w stanie przyjąć ogromu tej miłości jakie daje dziecko chore. Tego, że okaże się, jak bardzo mają zatwardziałe serce, bo właśnie te chore, niepełnosprawne dzieci dają taki ogrom miłości, a te wszystkie obecnie krzyczące osoby nie są w stanie tego przyjąć, bo to je w pewnym sensie... zabija.

Mój brat jest niepełnosprawną osobą i choć niejednokrotnie jego choroba jest pewnym krzyżem dla naszej rodziny, a szczególnie dla rodziców, to z drugiej strony jest wielką lekcją miłości i cierpliwości dla nas wszystkich. Najbardziej po ludzku cieszy mnie to że mogę się do niego przytulić i czuję wielką wdzięczność za niego. 

Ktoś powiedziałby, że jest "bezużyteczny" dla społeczeństwa, bo praktycznie nic nie jest w stanie zrobić sam - nie mówi, nie chodzi, nie widzi, sam nie je, nosi pampersy i... długo mogłabym wymieniać kolejne jego schorzenia... a prawda jest taka, że takie osoby mają pomóc NAM się zbawić i nawrócić... To nie TAKIE dzieci są "problemem", to my-tzw. "zdrowi" mamy sami ze sobą problem, a takie dzieci jeszcze bardziej uwydatniają jakimi zadufanymi w sobie egoistami jesteśmy...

Zapominamy (albo nie chcemy pamiętać), że decydując się na współżycie powinniśmy w 100% ponieść konsekwencje, być odpowiedzialnym i przyjąć dziecko które się poczęło, jakie by nie było. Dlaczego za chwilę przyjemności niewinne dziecko ma przypłacać życiem, w imię czego... mojego wygodnictwa i egoizmu? Różne są w życiu sytuacje, ale dorosłym, kobietą i mężczyzną się jest jeśli bierze się wszystko na przysłowiową klatę. ZAWSZE jest jakieś wyjście, a zabicie nim nie jest, jest tchórzostwem i ucieczką.

Jeśli my nie obronimy tych najmniejszych, to kto ich obroni, kto będzie o nie walczył?

Kochajmy, a nie używajmy się wzajemnie w imię własnego egoizmu.

Miłość=Odpowiedzialność.


Ks. Dziewiecki dobrze prawi:

Miłość to nie naiwność, tolerancja, akceptacja, zakochanie, uczucie, wolny związek, współżycie.
Miłość to DECYZJA zachwytu, TROSKI o czyjeś dobro. Decyzję podejmuje cały człowiek, a nie tylko jego ciało, popędy, emocjonalność.[...]


To nie wina Jezusa, św. Jana Pawła II czy kościoła... to moja i Twoja wina. Jesteśmy sami sobie winni, że nie podchodzimy odpowiedzialnie do życia. Żądamy zmian, wszyscy są za zmianami, szczególnie tymi politycznymi, a czy ja albo Ty coś z tym zrobiliśmy, daliśmy coś od siebie? Tzw. "gębą" potrafi każdy, a rąk do pracy brak. Zacznijmy od siebie.





Czytam