Trochę słońca w życiu...

czerwca 09, 2015

Starość nie radość, młodość nie wieczność?


Tak się cieszę, bo w zeszłym tygodniu dostałam pracę w hotelu (całkowicie niespodziewanie, myślałam, że się nie uda, że już pewnie kogoś mają na moje miejsce, a okazało się że komuś jednak na mnie zależy :D). Dzisiaj byłam w niemieckim domu starców i w przyszłym tygodniu zaczynam swoją działalność wolontariacką tak na poważnie.

Nie lubię siedzieć w pokoju, bo to doprowadza do szału i przygnębienia kiedy człowiek jest sam, a w książkach nie można siedzieć w nieskończoność, trzeba wyjść do ludzi ale też trochę popracować fizycznie żeby za dużo nie myśleć.

To jest takie niesamowite uczucie kiedy czujesz, że to co robisz ma sens, sprawia radość Tobie ale także innym osobom. Wiesz, że możesz być czyimś cudem na ziemi. To takie przykre kiedy część ludzi starszych na ostanie lata życia zostaje pozostawione samotnie w domu starców przez swoje dzieci. Część osób przenosi się tam dobrowolnie, a część po prostu "porzucają" z wygody ich własne dzieci. I tak przyszło mi do głowy, że tak naprawdę jeśli ktoś nie ma już swoich dziadków albo nie miał możliwości ich w ogóle poznać to przecież odwiedzanie domu starców i "zaadoptowanie" takiego dziadka czy babci, potowarzyszenie mu by nie czuł się sam może być dobrym pomysłem. Zaznaczę tu że ja nie robię to z tego powodu, bo mam jeszcze dziadków a w wolontariat jestem zaangażowana od ok. 4 lat. Robię to po prostu bo chcę i widzę, że ma to sens.
Z domem dziecka i hospicjum jestem obeznana, jednak z domem starców jeszcze nie, bardzo chciałam spróbować i Góra tak sprawiła, że mi się udało. Trochę obawiam się, że ktoś się do mnie przywiąże (dla mnie też pewnie będzie ciężko) ale wymyśliłam, że mogę przecież pisać listy. Przywiązanie jest akurat pewne (John Bowlby pisze o teorii przywiązania w swojej książce) no ale przecież to jest naturalne kiedy zaczynają nas łączyć z drugim człowiekiem jakiekolwiek więzi. To taka pozostałość z dzieciństwa kiedy to byliśmy zależni od naszych mam.

W października jak już będę w Polsce po mojej wymianie studenckiej to wracam do "mojego" hospicjum. Wtedy to będzie już 3 rok mojego licencjatu (fil. germańskiej), będę musiała zacząć pisać pracę dyplomową i zadecydować co dalej (mgr z filologii czy nowy kierunek)
Lata pracy jako wolontariuszka (i siostra brata z głębokim upośledzeniem) oswoiły mnie ze starością, śmiercią i chorobami, a napotkane w życiu osoby (i moje wewnętrzne ja) utwierdzają mnie w przekonaniu, że psychologia może być dobrym wyborem. Choć to życie wszystko zweryfikuje... Ja na razie wolę nic nie planować bo niejedno może mnie jeszcze zaskoczyć.
Każdy z nas umrze prędzej czy później.... i każdy zasługuje na godną śmierć. Może ja też kiedyś będę potrzebowała pomocy...?
Dobro dawane wraca. 
Nigdy nie żałowałam ani jednej minuty poświęconej na wolontariat :-)



P.S. Przeczytajcie koniecznie TO

Zdjęcie: źródło

You Might Also Like

0 komentarze

A Ty co o tym myślisz? :-)

Czytam